Depozyt kodu źródłowego – niezawodny sposób zabezpieczenia systemu IT

Przedsiębiorcy, i to zarówno ci mikro jak i makro, coraz częściej i z większym przekonaniem zlecają firmom trzecim stworzenie oprogramowania przygotowywanego specjalnie dla nich – według ich wymagań i wskazówek, tzw. oprogramowania dedykowanego.

Nie ulega wątpliwości, że system informatyczny w większości przedsiębiorstw pełni rolę kluczową. To w nim znajdują się wszelkie niezbędne i najważniejsze dla firmy informacje. System informatyczny wydaje się być w dzisiejszych czasach „kręgosłupem” biznesu. Kod źródłowy jest zaś „kręgosłupem kręgosłupa”, co czyni z niego niezwykle istotny element każdej firmy. W interesie przedsiębiorcy jest zatem należyte zabezpieczenie dla siebie dostępu do kodu źródłowego, na wypadek wystąpienia po stronie wykonawcy możliwych do przewidzenia problemów. Wydaje się, że najbezpieczniejszym rozwiązaniem – dla obu stron – jest skorzystanie z usługi depozytu kodu źródłowego.

Po co i jak deponować kod źródłowy?

Ideą wykorzystania depozytu kodu źródłowego jest zabezpieczenie stron umowy o stworzenie oprogramowania. Wydaje się jednak, że ta konstrukcja (depozyt) w większym stopniu działa na korzyść przedsiębiorcy zamawiającego stworzenie systemu.

Umowa depozytu kodu źródłowego polega na tym, że licencjodawca (twórca oprogramowania) składa u depozytariusza (osoba trzecia) kod źródłowy będący przedmiotem umowy. Jednocześnie twórca oprogramowania upoważnia licencjobiorcę (zamawiającego) do uzyskania kodu, w konkretnych przypadkach, które strony wspólnie uzgadniają w umowie.

Najczęściej depozytariusz jest upoważniony do wydania kodu źródłowego licencjobiorcy w przypadku:

  • upadłości lub likwidacji dostawcy oprogramowania,
  • odmowy świadczenia serwisu lub usług utrzymaniowych przez dostawcę systemu,
  • awarii oprogramowania, której dostawca oprogramowania nie chce usunąć,
  • zaprzestania rozwijania danego oprogramowania przez dostawcę.

Zasadnym jest pytanie: gdzie kod źródłowy można zdeponować? Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu najczęstszą praktyką było złożenie kodu źródłowego (w postaci np. płyty CD) w skrytce bankowej lub depozycie notarialnym. Dziś, na rynku pojawia się coraz więcej firm oferujących profesjonalne usługi depozytu kodu źródłowego – wraz z weryfikacją kodu źródłowego pod kątem analizy jego kompletności, jakości, czytelności czy posiadania właściwej dokumentacji.

Umowa depozytu kodu źródłowego

W praktyce wyodrębnić można dwa główne sposoby zawarcia umowy depozytu kodu źródłowego. Pierwszym sposobem jest sporządzenie dwóch zależnych od siebie umów. W jednej z nich (zawartej z zamawiającym) dostawca zobowiązuje się do złożenia kodu źródłowego do depozytu na określonych wspólnie przez strony warunkach. W związku z tą umową jedna ze stron sporządza umowę z depozytariuszem na depozyt kodu źródłowego. Innym rozwiązaniem jest sporządzenie umowy trójstronnej, zawartej pomiędzy zamawiającym, dostawcą oraz depozytariuszem.
Należy jednak zwrócić uwagę, że jeżeli to dostawca zawierał umowę dotyczącą skrytki sejfowej lub przechowania, to zgodnie z prawem upadłościowym, z chwilą ogłoszenia upadłości umowy te ulegają rozwiązaniu!

Korzyści ze zdeponowania kodu źródłowego

Zawarcie umowy depozytu kodu źródłowego leży w interesie każdej ze stron umowy na stworzenie oprogramowania. Co oczywiste, stanowi ona zabezpieczenie dla zamawiającego, ale także dostawca usługi, podpisaniem takiej umowy, zwiększa swoją wiarygodność. Mając świadomość, że kod źródłowy nie pozostanie całkowicie w rękach licencjodawcy, zamawiający może być bardziej skłonny do złożenia zlecenia na wykonanie usługi.

Osobiście uważam depozyt kodu źródłowego za doskonałe rozwiązanie dla każdej firmy i dlatego rekomenduję zawarcie stosownej umowy każdemu przedsiębiorcy, któremu nie jest obojętne bezpieczeństwo, przyszłość i ciągłość trwania jego biznesu.

Odpowiedzialność karna lekarza za błąd w sztuce lekarskiej

W prawie medycznym określono pojęcie błędu medycznego albo błędu lekarskiego nazywanego czasem błędem w sztuce lekarskiej lub medycznej. Błąd ten jest rozumiany jako naruszenie reguł postępowania zawodowego lekarza związany z naruszeniem zasad ostrożności, które wynikają z wiedzy medycznej. Z tego powodu błąd lekarski może być oceniany na gruncie prawnym tylko przy pomocy biegłych sądowych.

Kiedy lekarz popełnia błąd w sztuce?

Podstawowymi przesłankami odpowiedzialności lekarza są: sprzeczność zachowania wiedzy i praktyki medycznej, skutek w postaci negatywnych konsekwencji dla zdrowia lub życia pacjenta oraz związek pomiędzy tymi dwoma elementami – powodujący, że skutek ten wynika z zachowania lekarza.

Jeśli nawet pacjent poniósł uszczerbek na zdrowiu, ale zachowanie lekarza było zgodne ze standardami wiedzy, to lekarz nie może za ten skutek odpowiadać. Sąd czy prokurator w takich przypadkach muszą posiłkować się wiedzą biegłych, którzy mają odpowiedzieć na pytania: czy doszło do błędu w sztuce lekarskiej oraz czy uszczerbek na zdrowiu pacjenta jest wynikiem tego błędu. Często dochodzi do sytuacji, że jedna opinia nie jest wystarczająca dla rozstrzygnięcia tej kwestii i powołuje się kolejnego bądź kolejnych biegłych. Nie rzadko różni biegli wydają wykluczające się opinie. Wówczas sąd ma trudne zadanie do rozstrzygnięcia – nie będąc specjalistą musi ocenić, który z biegłych wydał opinię adekwatną do sprawy.

Jak może się bronić lekarz?

Ocena wartości opinii biegłych jest zadaniem najistotniejszym w sprawie karnej za błąd w sztuce lekarskiej i wymaga współdziałania lekarza ze swoim obrońcą. Jeżeli można znaleźć argumenty przeciwko opinii biegłego, która jest niekorzystna dla oskarżonego lekarza, to stwarza to możliwości obrony oskarżonego o błąd w sztuce lekarskiej. Trzeba pamiętać, że dla przypisania komuś odpowiedzialności karnej konieczne jest niebudzące wątpliwości stwierdzenie, że dane zachowanie doprowadziło do negatywnego skutku.

Warto pamiętać, że żadne oświadczenia, zastrzeżenia czy klauzule nie zabezpieczą lekarza przed niebezpieczeństwem postawienia zarzutu błędu w sztuce medycznej. Tego rodzaju formuły asekuracji przed odpowiedzialnością na gruncie prawnym mają ograniczone lub żadne znaczenie w prawie karnym.

Wspólne zamówienia podmiotów podlegających i nie ustawie PZP

Istotne dla systemu zamówień publicznych orzeczenie Sądu Najwyższego zapadło 2 kwietnia 2015 roku. Sąd Najwyższy orzekł, że ustawa Prawo zamówień publicznych pozwala na wspólne udzielanie zamówień publicznych przez podmioty stosujące ustawę i podmioty, które nie mają obowiązku jej stosować. Jak doszło do tego rozstrzygnięcia i dlaczego jest tak istotne dla rynku zamówień publicznych?

Niejednorodny status firmy uniemożliwia wspólne zamówienia?

Grupa kapitałowa skupiająca podmioty stosujące ustawę Prawo zamówień publicznych – tzw. Zamawiających oraz podmioty, które nie mają takiego statutu ogłosiła publiczny przetarg nieograniczony na zakup usług GSM dla podmiotów z Grupy. Specyfikacja tego przetargu została zaskarżona do Krajowej Izby Odwoławczej. Głównym zarzutem było objęcie wspólnym zamówieniem także podmiotów, które nie podlegają ustawie Prawo zamówień publicznych.

Krajowa Izba Odwoławcza w wyroku z dnia 25 marca 2013 roku oddaliła odwołanie, stwierdzając, że nie narusza ustawy Prawo zamówień publicznych objęcie wspólnym zamówieniem Zamawiających oraz podmiotów, które nie muszą stosować ustawy Prawo zamówień publicznych. Odmienne zdanie miał Sąd Okręgowy w Warszawie. W wyroku z dnia 28 czerwca 2013 roku Sąd stwierdził, że ustawa Prawo zamówień publicznych nie pozwala na udzielenie wspólnego zamówienia przez podmioty o niejednorodnym statusie. Ten wyrok Sądu Okręgowego zakwestionował Prezes Urzędu Zamówień Publicznych i złożył skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego.

Sąd Najwyższy uwzględnił skargę kasacyjną. W wyroku z dnia 2 kwietnia 2015 roku orzekł, iż w ustawie Prawo zamówień publicznych nie ma zakazu wspólnego prowadzenia postępowania i udzielenia zamówienia przez Zamawiających oraz podmioty nie podlegające ustawie Prawo zamówień publicznych!

Jakie korzyści niosą wspólne zamówienia publiczne?

Orzeczenie Sądu Najwyższego ma charakter kształtujący nową, zgodną z prawem praktykę udzielania publicznych zamówień wspólnych dla podmiotów o różnym statusie prawnym – Zamawiających oraz podmiotów nie podlegających ustawie Prawo zamówień publicznych.

Wspólne zamówienia dla grupy kapitałowej mogą być korzystne finansowo dla wszystkich podmiotów z uwagi na efekt skali. Zapewniają racjonalizację wydatków dla wszystkich podmiotów grupy, a szczególnie dla tych, które nie podlegają ustawie Prawo zamówień publicznych.

Powyższe orzeczenie Sądu Najwyższego to również kolejny sukces Prezesa Urzędu Zamówień Publicznych, który dbając o prawidłową interpretację ustawy Prawo zamówień publicznych, złożył skargę kasacyjną.

Użyczenie zasobów? Tak, gdy brakuje Ci kompetencji.

Przedsiębiorstwa biorące udział w postępowaniach o udzielenie zamówienia publicznego, niejednokrotnie zobowiązane są do tego, aby przedstawić zamawiającemu dysponowanie doświadczeniem, odpowiednio wykwalifikowanym personelem, wiedzą czy posiadaniem stosownych referencji.

W sytuacji gdy przyszły wykonawca samodzielnie nie spełnia stawianych w specyfikacji wymagań, prawo zezwala na korzystanie z zasobów podmiotu trzeciego (art.26 ust. 2b Ustawy prawo zamówień publicznych).

Wydaje się, że jest to sytuacja idealna. Nie spełniając wymagań wykonawca informuje zamawiającego, że osoba trzecia użyczy mu zasoby i sprawa załatwiona… Rzeczywistość nie jest jednak tak prosta! Użyczenie zasobów jest obwarowane istotnymi warunkami, które musi spełnić potencjonalny wykonawca, aby zostało ono uznane za skuteczne.

Kwestia ta, z racji istotności materii jaką obejmuje swoim zasięgiem, jest obszernie komentowana w orzeczeniach Krajowej Izby Odwoławczej.

O czym pamiętać użyczając zasoby?

Po pierwsze, wykonawca jest zobowiązany do zachowania należytej staranności tzn. musi on udowodnić zamawiającemu, że będzie on w sposób realny dysponował określonymi zasobami. Użyczenie zasobów musi mieć więc charakter rzeczywisty. Nie może zawierać ogólnych stwierdzeń, bez jasnego i klarownego wskazania w jakim zakresie dany zasób będzie udostępniany.

Użyczenie zasobów musi nastąpić na piśmie – w formie pisemnego zobowiązania. W treści takiego dokumentu należy konkretnie wskazać, w jaki sposób podmiot udostępni posiadane przez siebie zasoby. W ten sposób ocenia się realność użyczenia zasobów oraz wykazuje, że użyczenie nie będzie miało charakteru wyłącznie pozornego.

Jak wskazuje KIO, realności udostępnienia zasobów nie można każdorazowo utożsamiać z koniecznością fizycznej realizacji części zamówienia przez użyczającego zasoby. Co za tym idzie podmiot, który użycza swoją wiedzę, doświadczenie czy referencje może, ale nie musi uczestniczyć w wykonywaniu zamówienia jako podwykonawca. Przepisy bowiem nie wskazują wprost na obowiązek podwykonawstwa ze strony podmiotu użyczającego.

Zobowiązanie do użyczenia zasobów ma charakter pomocy. Podmiot użyczający nie zobowiązuje się do wykonania części zamówienia, a jedynie oświadcza o swojej chęci pomocy potencjalnemu wykonawcy. Ma on wspierać wykonawcę, a nie zastępować go w realizacji przedmiotu zamówienia.

Co więcej, należy zwrócić uwagę na to, co w swoich orzeczeniach wskazywała też Izba, a mianowicie na fakt, że wiedza oraz doświadczenie mogą być przekazywane przez podmiot dwojako. Może to być składnik niematerialny np. know-how, jak i materialny np. w postaci oddelegowanych w ramach użyczenia zasobów pracowników. Izba w wyrokach nazywa pracowników w takiej sytuacji nośnikiem udostępnionej wiedzy i doświadczenia.

Czy warto korzystać z zasobów innych firm w postępowaniach przetargowych?

W mojej ocenie rozsądne korzystanie z zasobów osób trzecich jest bardzo wygodne dla wykonawcy. Z uwagi na ewentualne braki po swojej stronie, może się to okazać konieczne, aby przystąpienie do postępowania stało się w ogóle możliwe.

Jak już wspomniałem, najistotniejsze jest wykazanie realności użyczenia zasobów przez podmiot użyczający. Kluczowe jest przekonanie zamawiającego, że w przypadku wyboru danej oferty, wykonawca będzie w stanie wywiązać się z przyjętych na siebie zobowiązań.

Przeniesienie praw autorskich czy licencja – co wybrać?

Twórca każdego rodzaju utworu musi liczyć się z tym, że w przyszłości ktoś może chcieć wykorzystać jego dzieło dla swoich celów. Oczywiste jest, że autor dzieła np. plastycznego, muzycznego czy filmowego, chciałby w takiej sytuacji odnieść z tego tytułu korzyść – prawdopodobnie finansową. Ma zatem dwie możliwości: albo udzieli licencji albo przeniesie majątkowe prawa autorskie. W artykule odpowiem na zasadnicze pytanie: w czym te instytucje są podobne, a czym się między sobą różnią?

Licencja i przeniesienie praw autorskich – co je łączy?

Skutek udzielenia licencji oraz przeniesienia majątkowych praw autorskich jest taki sam. Odbiorca – podmiot z którym podpisujemy umowę – jest uprawniony do korzystania z utworu.

Możliwości wykorzystania utworu należy sprecyzować w umowie, konieczne jest m.in. określenie pól eksploatacji. W samej ustawie o prawach autorskich i prawach pokrewnych ustawodawca wskazuje, że pola eksploatacji mają być określone wyraźnie (art.41 ust.2) oraz znane w momencie zawierania umowy. Już tak szczegółowe wymagania ustawodawcy pokazują wagę tego zapisu.

Ponadto, jeżeli w umowie strony nie wskazały wyraźnie, że czynność jest nieodpłatna, to twórcy w każdym przypadku przysługuje prawo do wynagrodzenia. Co więcej, i udzielenie licencji i przeniesienie praw autorskich, dla swej skuteczności wymagają formy pisemnej pod rygorem nieważności.

Uwaga! W przypadku braku konkretnego wskazania w umowie, że doszło do przeniesienia autorskich praw majątkowych, przyjmuje się, że twórca udzielił licencji.

Licencja i przeniesienie praw autorskich – co je różni?

Podstawową i kluczową różnicą pomiędzy udzieleniem licencji a przeniesieniem praw jest fakt, że udzielając licencji, licencjobiorca nie nabywa wyłącznego prawa do rozporządzania utworem. Utwór pozostaje własnością twórcy, a licencjobiorca ma jedynie prawo do używania utworu na polach eksploatacji wskazanych w umowie. Strona nabywająca staje się zatem jedynie upoważniona do korzystania z utworu – nie staje się właścicielem praw do niego.

Co się z tym wiąże – twórcy przysługuje wyłączne prawo do wynagrodzenia za korzystanie z utworu, a licencjobiorca takiego uprawnienia nie nabywa.

Warto zwrócić jednocześnie uwagę, że czynność przeniesienia autorskich praw majątkowych ma charakter jednorazowy tzn. twórca nie może podpisać kilku umów na przeniesienie praw autorskich na danych polach eksploatacji. Inaczej ma się sprawa z umowami licencyjnymi. Te, mogą być podpisywane wielokrotnie, odnawiane, podpisywane z wieloma podmiotami jednocześnie (o ile udzielone licencje mają charakter niewyłączny).

Licencja i przeniesienie praw autorskich – co wybrać?

Umowa licencyjna jest zdecydowanie bezpieczniejsza dla twórcy. Nie jest czynnością definitywną, podpisywana jest na konkretny okres, można ją rozwiązać oraz może być udzielana kilku podmiotom na tych samych polach eksploatacji.

Wiele zależy również od tego, co jest przedmiotem umowy zawieranej pomiędzy twórcą a drugą stroną. Dlatego niezwykle trudne jest jednoznaczne wskazanie, która umowa jest lepsza. Za każdym razem należy sobie odpowiedzieć na pytanie: Co tak naprawdę chcę uzyskać podpisując umowę? Odpowiedzi udzielone na to pytanie, pozwolą ocenić, który rodzaj umowy należy zaproponować zainteresowanej drugiej stronie.

Spółka z o.o. spółka komandytowa – sukcesja i prowadzenie biznesu

Spółka z o.o. spółka komandytowa to opłacalna, choć z początku nieco droższa i bardziej skomplikowana forma przeprowadzenia sukcesji.

Celem tworzenia takiej spółki jest doprowadzenie do sytuacji, w której spółka z ograniczoną odpowiedzialnością będzie komplementariuszem spółki a osoby fizyczne (sukcesorzy) jej komandytariuszami. Przypomnę, że komplementariusz w spółce komandytowej odpowiada za zobowiązania spółki bez ograniczeń, natomiast komandytariusze tylko do wysokości sumy komandytowej.

Dlaczego spółka z o.o. spółka komandytowa jest atrakcyjna w przypadku dokonywania sukcesji?

W pierwszej kolejności podkreślić należy, że w przypadku spółki z o.o. spółki komandytowej udział w zysku nie musi być proporcjonalny do wniesionego wkładu. Z tego względu jest to ciekawa propozycja dla potencjalnych sukcesorów. Z łatwością bowiem można przekształcić prowadzony biznes w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, która następnie stanie się komplementariuszem spółki komandytowej. Z kolei sukcesorzy zostaną komandytariuszami – gwarantując sobie tym samym znikomą odpowiedzialność za zobowiązania nowopowstałej spółki. Proste oraz bezpieczne, prawda?

Jednocześnie należy pamiętać, że udział w zysku można dowolnie kształtować. Z tego względu, po pierwsze: sukcesor może mieć wpływ na działalność przedsiębiorstwa i czerpać z tego tytułu korzyści, a po drugie: minimalizuje się tzw. podwójne opodatkowanie zysku.

Nic bowiem nie stoi na przeszkodzie, na co wskazywałem wcześniej, aby to komandytariusze (w tym przypadku sukcesorzy) uczestniczyli w zysku w 99%, a spółka z ograniczoną odpowiedzialnością zaledwie w 1%! Sukcesorzy (komandytariusze) będący osobami fizycznymi są podatnikami podatku dochodowego a ich przychody są uznawane za przychody z pozarolniczej działalności gospodarczej. W konsekwencji mogą wybrać podatek liniowy jako formę opodatkowania – obecnie kształtujący się na poziomie 19%. Stawka jest stała i bez znaczenia jest w tym przypadku wysokość uzyskanych dochodów.

Pułapki, minusy, zagrożenia?

To przede wszystkim koszty. Początkowo podwójne, z uwagi na konieczność rejestracji dwóch spółek: spółki z ograniczoną odpowiedzialnością (komplementariusza) oraz docelowej spółki komandytowej. Koszty generuje m.in. rejestracja spółki czy opłaty u notariusza. Poza tym, na obu spółkach spoczywa obowiązek prowadzenia pełnej księgowości, zgodnie z przepisami.

Istotnym obciążeniem jest także fakt, że komandytariusze są traktowani jak przedsiębiorcy prowadzący pozarolniczą działalność gospodarczą. W związku z tym są oni zobowiązani do odprowadzania składek do ZUS-u na zasadach przewidzianych dla przedsiębiorców.

Spółka z o.o. spółka komandytowa pozwala skutecznie zabezpieczyć przyszłość firmy i najbliższych

Kluczowe zalety spółki z o.o. spółki komandytowej – czyli brak zależności pomiędzy wniesionym wkładem a udziałem w zyskach oraz ograniczona odpowiedzialność komandytariuszy – sprawiają, że warto rozważyć taki sposób dokonania sukcesji. Jeżeli dla przedsiębiorcy akceptowalne są nieuniknione koszty takiego rozwiązania, może on skutecznie zabezpieczyć przyszłość firmy i najbliższych.

Umowa wdrożeniowa na system IT – o czym pamiętać?

Nowy system informatyczny

Firma się rozwija, zwiększają się potrzeby, pojawiają się nowe problemy, a liczba pracowników nie wystarcza? Nieuniknione wydaje się stworzenie nowego oprogramowania, systemu odpowiadającego wciąż rosnącym wymaganiom przedsiębiorstwa. Zapada decyzja o stworzeniu i wdrożeniu systemu informatycznego…

Co jednak powinna zawierać umowa z wykonawcą? Jak zabezpieczyć swoje interesy? I dlaczego umowa wdrożeniowa różni się od tradycyjnych umów? Odpowiedzi na te pytania postaram się udzielić w niniejszym artykule.

Przedmiot umowy IT może zmieniać się w czasie

Umowa wdrożeniowa jest umową specyficzną i niepowtarzalną, podobnie jak sam jej przedmiot. Przede wszystkim należy pamiętać, że przedmiot umowy wdrożeniowej w momencie zawierania z wykonawcą, nie jest możliwy do sprecyzowania. Dlaczego? Przede wszystkim tworzenie systemu to proces. Analizy, rozmowy, negocjacje, rzeczywiste potrzeby zamawiającego – wszystko to wpływa na to, że przedmiot umowy może zmieniać się w czasie. Dlatego w umowie wdrożeniowej wskazujemy jedynie pewne wytyczne, na podstawie których oprogramowanie zostanie stworzone.

Warto jednak zwrócić uwagę, że w umowie wdrożeniowej należy możliwie precyzyjnie zdefiniować kluczowe dla umowy sformułowania takie jak np. oprogramowanie, sprzęt czy system. Równie istotnym elementem umowy – jeżeli nie ważniejszym – jest jak najdokładniejsze określenie przedmiotu umowy. Zamawiający musi wiedzieć czego oczekuje od wykonawcy.

Umowa IT a prawa autorskie

Skoro wykonawca tworzy nowe oprogramowanie i wdraża je do przedsiębiorstwa, automatycznie staje się twórcą. Pojawia się zatem pytanie: co z prawami autorskimi? Czy dojdzie do przekazania autorskich praw majątkowych? Na jakich warunkach, polach eksploatacji? A może wystarczy zwykłe udzielenie licencji? Od czego to zależy? Warto pamiętać o właściwym zabezpieczeniu się na przyszłość w tym zakresie i nie pozostawieniu niczego przypadkowi.

Obsługa błędów i gwarancja

Nieuniknionym na etapie tworzenia systemu informatycznego, jest także pojawianie się różnego rodzaju błędów. W interesie zamawiającego powinno być zatem jasne określenie w umowie czy, a jeżeli tak, to w jakim zakresie oraz jak często, wykonawca powinien wykonać konieczne testy. Co więcej, warto dodatkowo się zabezpieczyć i zagwarantować sobie np. testowe uruchomienie systemu w docelowym środowisku pracy – oczywiście pod kontrolą wykonawcy i w ramach ustalonego wynagrodzenia.

Ponadto, nie wolno zapominać o tradycyjnych elementach każdej umowy, takich jak właściwe określenie warunków i terminów gwarancji czy zabezpieczenie się odpowiednimi karami umownymi.

Jak przygotować dobrą umową wdrożeniową na system IT?

Umowa wdrożeniowa jest umową charakterystyczną – łączy elementy kilku rodzajów umów. Jej stworzenie jest trudne i wymaga szerokiej wiedzy oraz doświadczenia, aby w pełni zabezpieczyć interesy zamawiającego, na każdym polu i etapie procesu wdrażania systemu informatycznego.

W sytuacji, w której w grę wchodzi rozwój firmy oraz zaangażowanie w to przedsięwzięcie konkretnych środków finansowych, warto zwrócić się o pomoc do profesjonalistów, którzy przeprowadzili już wiele takich projektów. Tylko wtedy przedsiębiorca będzie miał poczucie pełnego bezpieczeństwa i świadomość, że przyszłość biznesu jest właściwie chroniona.

Niewłaściwe Pełnomocnictwo przed KIO można uzupełniać

Ciekawe orzeczenie wydał 4 marca 2015 roku Sąd Okręgowy w Warszawie w sprawie skargi Prezesa Urzędu Zamówień Publicznych na Postanowienie Krajowej Izby Odwoławczej. Izba odrzuciła odwołanie z powodu załączenia niewłaściwego pełnomocnictwa przez odwołującego się Wykonawcę. Przypatrzmy się całej sprawie od początku…

Postanowienie Krajowej Izby Odwoławczej

Krajowa Izba Odwoławcza 21 listopada 2014 roku wydała Postanowienie odrzucając odwołanie Wykonawcy, który załączył niewłaściwe Pełnomocnictwo do odwołania. Z pełnomocnictwa nie wynikało umocowanie dla osoby, która podpisała odwołanie. Zdaniem KIO nie można wezwać odwołującego się do uzupełnienia pełnomocnictwa. Uzupełniać można tylko fakt „braku” pełnomocnictwa, a nie jego „niewłaściwości”.

Z tym Postanowieniem nie zgodził się Prezes Urzędu Zamówień Publicznych, który zaskarżył to orzeczenie. Prezes wskazał, że niewłaściwe pełnomocnictwo można uzupełnić, tak samo jakby pełnomocnictwo nie zostało złożone.

Orzeczenie Sądu Okręgowego

Stanowisko Prezesa Urzędu Zamówień Publicznych uwzględnił Sąd Okręgowy w Warszawie. Sąd stwierdził, że KIO błędnie odrzuciła odwołanie.

Zdaniem Sądu, Izba badając odwołanie pod względem formalnym musi sprawdzić, czy osoba podpisująca się pod odwołaniem jest umocowana do składania odwołania. Brak pełnomocnictwa jest tożsamy ze złożeniem niewłaściwego pełnomocnictwa i świadczy o braku umocowania osoby składającej pełnomocnictwo. KIO ma obowiązek wezwać do usunięcia tego braku formalnego poprzez złożenie prawidłowego pełnomocnictwa.

Moim zdaniem…

To orzeczenie Sądu Okręgowego jest istotne z dwóch powodów.

Po pierwsze gwarantuje odwołującemu się przedsiębiorcy możliwość uzupełnienia niewłaściwego pełnomocnictwa do złożenia odwołania do KIO. Dotychczas było to przedmiotem kontrowersji z uwagi na niejednoznaczność przepisu dotyczącego uzupełniania braków formalnych odwołania.

Po drugie potwierdza, jak ważna jest procedura skargi Prezesa Urzędu Zamówień Publicznych, która kształtuje praktykę postępowania odwoławczego w zamówieniach publicznych.

Cieszy zatem aktywność Prezesa Urzędu Zamówień Publicznych w zaskarżaniu kontrowersyjnych orzeczeń Krajowej Izby Odwoławczej. Oby tak dalej!